Szwedzka szkoła podstawowa, dwójka przyjaciół i marzenia o wyławianiu ośmiornic z morza – czy taki przepis na przygodę może porwać serca młodych czytelników?
Pewnego popołudnia, kilka dni temu, siedząc przy biurku, ukradkiem spoglądałam na leżącą na nim książkę o niebieskiej okładce. Miałam mieszane uczucia. Tytuł „Tsatsiki i Per” kompletnie nic mi nie mówił. Rysunek na okładce też nie zdradzał żadnych szczegółów, które chociaż trochę mogłyby naprowadzić mnie na treść książki. Ciekawość zwyciężyła – szybko chwyciłam publikację w rękę i już za chwilę zatopiłam się w lekturze. Bardzo szybko wertowałam kolejne kartki, z niecierpliwością czekając na to, co zdarzy się w kolejnym rozdziale. Nie będę ukrywać, iż najbardziej interesowało mnie to, czy znajdę w tej książce coś, co rzeczywiście może świadczyć o wartości, jaką sobą reprezentuje wśród wielu innych książek dla dzieci. Czy znalazłam coś takiego? Zaraz się o tym przekonacie.
Tytułowi bohaterowie - Tsatsiki i Per to najlepsi przyjaciele pod słońcem – wszystko robią razem. Tsatsiki jest synem Poławiacza Ośmiornic – Greka, który próbuje rozwinąć interes w swojej ojczyźnie. Mamuśka związała się natomiast z Jensem, z którym ma córeczkę – Retzinę, prawdziwe oczko w głowie rodziców. Pierwsze oznaki dojrzewania płciowego, pierwsze miłości i dziecięce marzenia o wyjeździe za granicę przewijają się przez całą lekturę ukazując problemy wychowawcze dorosłych i wreszcie przemianę dzieci w osoby empatyczne, nad wyraz dojrzałe i godne zaufania.
Chcielibyście pewnie poznać odpowiedź na postawione przeze mnie w drugim akapicie pytanie – odpowiedź brzmi „nie”. Z przykrością muszę stwierdzić, że historia o Tsatsikim zupełnie mnie nie porwała. Zwykła opowieść bez większych fajerwerków. Wprawdzie młodzi czytelnicy mogą utożsamiać się z bohaterami, jednak tak naprawdę do niczego to nie prowadzi i nic z tego nie wynika. Najbardziej niesmaczne wydały mi się fragmenty opowiadające o włosach Tsatsikiego, wyrastających mu w miejscach intymnych – wprost nie mogłam uwierzyć, że coś takiego znalazło się w książce dla dzieci. Wiem, że temat dorastania jest bardzo ważnym aspektem dziecięcego życia i trzeba go poruszać, ale żeby czynić to w ten sposób? Nie wydaje mi się, by był to najlepszy pomysł. Sam język powieści również mnie nie zachwycił – wiele powtórzeń, które w trakcie długiej lektury naprawdę mogą przeszkadzać i irytować. Niemniej jednak książka była wielokrotnie nagradzana – za co? Niestety, nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ sama byłam tym faktem bardzo zaskoczona.
Trudno mi w ogóle komukolwiek polecić tę książkę. Myślę, że każdy z Was powinien sam wyrobić sobie o niej opinię. Być może przedstawiciele młodego pokolenia docenią jej lekką formę i akcję, której z pewnością nie można określić słowem „wartką”. Ja w każdym razie odkładam ją na półkę i wątpię, bym kiedykolwiek do niej wróciła.
Moni Nilsson, „Tsatsiki i Per”, Wydawnictwo Zakamarki 2017
Katarzyna Kubiak