Bądź na bieżąco:
Fanpage Facebook KochanaMama.pl
Strona Google+ KochanaMama.pl
Kanał KochanaMama.pl na Youtube
Kanały RSS KochanaMama.pl
Newsletter KochanaMama.pl
Strona główna Przed ciążą Ciąża Niemowlę Małe dziecko Rodzina Konkursy Wydarzenia
Kategoria: Rodzina » Literatura

„Szkoły, do których chce się chodzić” – recenzja

Artykuł

„Zbyt często ci, którzy odnoszą sukces, robią to pomimo dominującej kultury edukacji, a nie dzięki niej”

Szkoly do ktorych
Autor: Materiały prasowe

Szkoła, a raczej edukacja, jest tematem, który żywo mnie interesuje właściwie od zawsze. Jako uczennica spędziłam w szkole 12 lat (6 lat podstawówki, 3 lata gimnazjum i 3 lata liceum), a od 10 lat sama staję po drugiej stronie biurka i prowadzę lekcje. Nie jestem w stanie powiedzieć, jakim jestem nauczycielem. Zawsze dawałam z siebie wszystko, co tylko mogę dać; nie zostawiać ucznia w potrzebie; starałam się być raczej towarzyszem nauki, doświadczonym przewodnikiem aniżeli wyrocznią stojącą za biurkiem. Dużo czasu spędzam na przygotowaniu do lekcji; staram się jakoś „uczłowieczyć” tę nieszczęsną podstawę programową; odczarować język polski i pokazać dzieciakom, że to nie przedmiot, a naprawdę fascynująca dziedzina nie tylko nauki, ale i polskości; naszej tożsamości. Prowadzę proces edukacji tak, aby nie popadać w „egzaminacjozę” ani „ocenozę”, które są chyba największym rakiem w polskiej edukacji. Nie umiem ocenić, na ile moje działania są słuszne i dobre; ale mam tę świadomość, że to, co robię, nie wszystkim się podoba. Od siebie chciałabym dodać, że nauczyciel musi toczyć naprawdę ciężkie walki; takie, które niejednokrotnie naprawdę wyczerpują psychicznie. I to nie są walki z dziećmi. Są to walki z rodzicami; ze społeczeństwem postrzegającym ten zawód raczej pejoratywnie; z niedofinansowaniem oświaty (na wszystko zawsze brakuje) i wreszcie - z tą przeklętą papierologią i formalizacją, gdzie kuratorium jest tylko wierzchołkiem góry lodowej.

Nie ukrywam, że to nieustanne „boksowanie się” z systemem i z tą częścią społeczeństwa, która mu przyklaskuje, totalnie nie rozumiejąc, o co toczy się gra, zaczyna mnie męczyć. Coraz częściej zastanawiam się czy szkoła jest odpowiednim miejscem dla mnie; czy cokolwiek, poza dokładaniem godzin, kiedykolwiek się zmieni. Z tego też powodu, gdy ukazała się książka „Szkoły, do których chce się chodzić”, pomyślałam, że to coś dla mnie. Bo mnie już się nie chce!

Jakie są moje odczucia po przeczytaniu tej książki? Przede wszystkim jestem pod wrażeniem zebranego materiału. Autorka musiała odbyć wiele podróży; obserwować, pytać, opisywać, selekcjonować, aby stworzyć tę pozycję. Po drugie uderzył mnie jej pozytywny nastrój; chęć odkrywania, poznawania, pokazywania, że można inaczej. W książce zostało zaprezentowanych 10 placówek (lub sieci szkół), które cechuje inne podejście do edukacji; gdzie wartością nadrzędną jest uczeń, a nie wypełnianie kolejnych cyfr w kolumnach czy odhaczanie punktów z podstawy. Czy zdajecie sobie sprawę, że są szkoły, gdzie dzieci uczą się na świeżym powietrzu? Gdzie wybierają to, czego chcą się uczyć? Gdzie malują na jedwabiu i robią własną pastę do zębów z glinki? Gdzie uczniowie wcale nie muszą rywalizować o oceny, bo ich nie ma? Takie szkoły naprawdę istnieją! Autorka w swojej książce pisze m.in. o szkołach Montessori, przybliżając też sylwetkę twórczyni tej metody; o szkole waldorfskiej, o Wolnej Demokratycznej Szkole Bullerbyn, o szkole fritenowskiej czy o szkole w Radowie Małym. Każda z nich jest inna, każda ma swój niepowtarzalny styl uczenia, każda kładzie nacisk na co innego, ale wszystkie mają wspólny mianownik – powstały na przekór skostniałemu systemowi okazji; powstały, aby krzewić wśród dzieci ciekawość świata i autentyczną radość ze zdobywania wiedzy. Jedne rozwiązania podobały mi się bardziej, inne mniej, ale z każdego z nich „wyciągnęłam” coś dla siebie.

Po lekturze „Szkół, do których chce się chodzić” poczułam się nieco odświeżona; jakbym dostała zastrzyk nowej energii. Edukacja zawsze była mi bliska – nauczycielką była mojej świętej pamięci prababcia, która opowiadała o tajnym nauczaniu w stodołach, gdy Polska znajdowała się pod niemiecką okupacją; nauczycielami byli moi dziadkowie i rodzice i wreszcie – nauczycielką jestem ja. Na swojej drodze poznałam wielu pasjonatów tego zawodu, a książka pani Marii Hawranek pokazała, że – przepraszam za kolokwializm – takich edukacyjnych świrów (w najbardziej pozytywnym sensie) jest jeszcze więcej. I to jest właśnie ta nadzieja. Ta iskierka, która może kiedyś rozniecić ogień.

Pozycję polecam serdecznie wszystkim, ale przede wszystkim nauczycielom, którzy poszukują nowych dróg i swojego miejsca w edukacji; dyrektorom, którzy czują, że coś trzeba zmienić i przede wszystkim rodzicom, którzy poszukują odpowiedniego kierunku edukacji swojego dziecka.

Maria Hawranek, „Szkoły, do których chce się chodzić”, Znak, Kraków, 2021.

Oceń zawartość strony:
Ocena: 5/5. Oceniono 1 raz.
Życzenie

Wyszukiwarka

Copyright 2015 © KochanaMama.pl
Publikacje zamieszczone na stronach KochanaMama.pl są chronione prawami autorskimi. Dalsze rozpowszechnianie tekstów i zdjęć opublikowanych na KochanaMama.pl w całości lub części wymaga uprzedniej zgody wydawcy.
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Regulamin. Ukryj komunikat