Sposób zajmowania się maluchami w prywatnym żłobku Bajkowe Ludki w stolicy Dolnego Śląska budzi zastrzeżenia.
Pani Natalia Bujak, od połowy marca do połowy maja, posyłała do niepublicznego żłobka Bajkowe Ludki przy ul. Brylantowej we Wrocławiu, swojego rocznego synka. Mamę małego Wiktora zaczęło niepokoić to, że jej potomek notorycznie protestował przeciw pobytowi w placówce oraz że miał np. odparzenia na wrażliwych częściach ciała. Kobietę zapewniano, że jej synek ma regularnie zmienianą pieluszkę. Okazało się to jednak nieprawdą. Gdy pani Natalia poprosiła o udostępnieniu monitoringu z dwóch wybranych dni funkcjonowania żłobka i obejrzała obrazy z kamery, zdębiała. To, jak wygląda troska niektórych opiekunek nad wrocławskimi maluchami, woła bowiem o pomstę do nieba. Na jaw wyszły skandaliczne praktyki pracownic Bajkowych Ludków oraz nieodpowiedni sposób sprawowania opieki nad zapisanymi do żłobka dziećmi. Maluchy całe dnie spędzały w czterech ścianach. Nie organizowano im zabaw dydaktycznych, nie zabierano na świeże powietrze. Synek pani Natalii w ciągu dnia miał tylko dwa razy zmienianą pieluchę, w tym raz tuż przed przyjściem jego mamy po odbiór dziecka. Do karmienia wielu maluchów używano tej samej łyżki. Po posiłkach żłobkowiczów nie zabierano od razu z krzesełek do karmienia. Pociecha pani Natalii musiała tam np. siedzieć prawie dwie godziny. Podopiecznym żłobka Bajkowe Ludki nie myto rączek i buzi, a podczas usypiania dzieci zawijano w kołdrę łącznie z główkami. Opiekunki, zamiast doglądać maluchy, rozmawiały przez telefon. Zaszokowana i oburzona mama Wiktora nagłośniła sprawę w mediach społecznościowych. Kobieta ma nadzieję, że przyczyni się to do poprawy standardów opieki nad dziećmi w żłobku Bajkowe Ludki.
Iwona Trojan