W dobie koronawirusa ten tytuł brzmi co najmniej prowokacyjnie!
„Nie ma to jak w domu!” – to powiedzonko słyszał chyba każdy z nas. „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Tak, to prawda. Człowiek zawsze czuje się najlepiej w swoim własnym domu, tam też najlepiej wypoczywa. Ostatnimi czasy jednak tego domu możemy mieć dość – wszakże siedzimy w nim praktycznie cały czas. Warto jednak dodać, że frustracje z powodu zamknięcia bardziej dotykają nas, dorosłych. Dzieci zawsze znajdą sobie jakieś emocjonujące zajęcie. Może jednym z nich jest oglądanie książeczek? Wyszukiwanie szczegółów? Jeśli tak, to warto sięgnąć po tytuł „Nie ma jak w domu!”.
Gdy byłam mała, uwielbiałam podglądać swoich sąsiadów. Mieszkałam na wsi, całe dnie spędzałam na dworze i zdarzało się, że zaglądałam przez okna do domów obcych ludzi. Podejrzewam, że gdyby o tym wiedzieli, nie byliby zachwyceni, jednak dla mnie nie było w tym nic dziwnego. Uwielbiałam patrzeć jak kto ma urządzony dom czy co je na obiad. Teraz, po wielu latach, znów mogę poczuć się małą dziewczynką, a dzięki książeczce „Nie ma jak w domu” popodglądać codzienność wielu ludzi.
W „Nie ma to jak w domu” mieszkania nie mają przed nami tajemnic. Możemy zauważyć zdemolowany pokój muzyczny, misia siedzącego na nocniku, lampę przewróconą przez psa, mamę karmiącą niemowlę czy grupę starszych panów, którzy podczas deszczu urządzili sobie na balkonie imprezę z fajką wodną. Jednak nie tylko mieszkańców domu możemy podglądać. Całe osiedle tętni życiem. Mamy sąsiada mieszkającego w baraku, przedszkole (w którym zainteresowane dzieci biorą udział w badaniach misia), zakład fryzjerski, lodziarnię, piekarnię czy sklep z artykułami elektrycznymi. Całość wygląda bardzo realistycznie. Na obrazkach dużo się dzieje; każdy robi coś innego – jedni leżą, inni biegną, jeszcze inni spożywają posiłek w gronie najbliższych. Oglądając książkę ma się wrażenie, że każda ilustracja jest zlepkiem wycinków różnych rzeczywistości.
Podobnie jak w picturebooku „Na placu budowy”, tak i tu nie znajdziemy nawet słowa tekstu. Znajdziemy za to mnóstwo postaci, szczegółów i scenek, które mogą okazać się zaczątkiem wspaniałych rozmów lub kanwą, na której możemy zbudować własne opowieści. Z książką możemy bawić się na wiele sposobów. Możemy wyszukiwać przedmioty, odnaleźć bohaterów książki (przedstawionych na samym jej końcu),liczyć, nazywać emocje. Do wyboru, do koloru.
Książeczki tego typu działają na dzieci zbawiennie. Ćwiczą koncentrację, spostrzegawczość, refleks. Rozwijają też wyobraźnię, poszerzają słownictwo i przede wszystkim - gwarantują wspaniałą zabawę. Polecam z całego serca!
Doro Göbel, Peter Knorr, „Nie ma to jak w domu”, Babaryba, Warszawa, 2019.
Anna Stasiuk