Nie od dziś wiadomo, że słuchanie muzyki przez kobiety w ciąży, pozytywnie wpływa na rozwój maluszka i przynosi niewymierne profity, gdy dziecko ma już kilka, kilkanaście, a nawet (kto by pomyślał!) kilkadziesiąt lat.
Czym skorupka bowiem za młodu nasiąknie... A zaczyna się już w łonie matki.
Rodzi się pytanie: jakiego lub jakich gatunków słuchać? Wydaje się, że najlepiej sprawdza się muzyka różnorodna. Dobrze pominąć jednak metal, techno, hip hop. Która matka chciałaby mieć potem agresywne, nadpobudliwe dziecko, skłaniające się w życiu ku „ciemnej” i dziwnej stronie mocy? Country? Lepiej nie, bo pociecha, gdy tylko otrzyma dowód osobisty, może czym prędzej czmychnąć do USA i tyle ją będziemy widzieć. A tak jest szansa, że gdy stuknie jej osiemnastka i wyemigruje, zostanie chociaż w Europie. Rock? Nazwa super. Dziecko silne jak skała - to marzenie wielu rodziców. Poezja śpiewana? Romantyzm w życiu dziewczyny to przekleństwo wszystkich facetów. Jeśli chcemy zrobić im na złość, to jak najbardziej. Dubstep? Tylko wtedy, jeśli marzy nam się naprawdę oryginalne dziecko. Pop? Przeciętna, zmanierowana i niczym niewyróżniająca się pociecha jest pozornie najłatwiejsza do wychowania. Czy na pewno jednak chcemy mieć w domu „gwiazdkę”, świecącą tylko i wyłącznie sztucznymi reflektorami z szerokiego świata? Muzyka klasyczna. „Szczęśliwa matka, która puszcza dziecku utwory tego gatunku” - powie wielu. „Przeklęta matka, która puszcza potomstwu utwory tego gatunku” – nie zgodzi się reszta. „Dziecko wyrośnie na ogromnego wrażliwca i mięczaka. Będzie się przejmowało każdym przejechanym kotkiem, pieskiem, jeżem i sarenką”. Co odpowiedzieć tym drugim? Lepiej mieć dziecko, które ma serce, niż kamień zamiast niego. Muzyka…
Iwona Trojan