Rymowana historyjka o pewnej zgubie.
Każde dziecko ma swoją ulubioną zabawkę. Ja swoją pamiętam do dziś. Gdy byłam małą dziewczynką, miałam ukochaną gumową lalkę, którą nazwałam Karolem. Karol tak naprawdę nie był całkiem gumowy – z gumy miał tylko kończyny i głowę; reszta ciała została uszyta z materiału i wypchana watą. Nie wiem czy współczesnemu dziecku taka lalka by się spodobała, jednak nie zmienia to faktu, że Karola po prostu kochałam. Z Karolem jadłam, spałam, usypiałam. Karolowi czytałam bajki na dobranoc i opiekowałam się nim, gdy chorował. Ba! Karol miał nawet przeprowadzoną trepanację czaszki, po której, niestety, się nie pozbierał, ale tak czy siak został w mojej pamięci jako ukochana zabawka z czasów dzieciństwa. Mój synek też ma swoje ulubione autka, dla których buduje garaże, którymi się bawi i które ustawia przed snem przy swoim łóżeczku. Kiedy autko gdzieś się zagubi, jest płacz, lament i rozpacz. Zresztą, o tym wie chyba każdy rodzic.
„Gałgankowy skarb” to urocza historyjka o małej Kasi, której zaginęła ulubiona szmaciana laleczka. Dziewczynka bardzo to przeżywa, bo „szmaciany chłopaczek, leży gdzieś samiutki i też pewno płacze”. W poszukiwaniach bierze udział cała rodzina. Szukają laleczki w łóżeczku, w teczce, za piecem, w spiżarni, w łazience i… nic! Nigdzie jej nie ma! Aby pocieszyć biedaczkę, każdy z rodziny postanowił czymś pocieszyć małą Kasię. Babcia upiekła placuszek, sąsiad przyniósł balonik, mama nowe laleczki, a brat misia. Wszystko na nic! Czy dziewczynka odnajdzie swoją szmacianą laleczkę? Czy historia będzie miała swój szczęśliwy koniec?
Opowiastka napisana przez pana Lengrena z pewnością spodoba się dzieciom, szczególnie tym, które, podobnie jak bohaterka, mają swoje ulubione zabawki. Jest krótka, dzięki czemu dziecko (nawet dwulatek) jest w stanie podczas czytania utrzymać na niej swoją uwagę. Rymy zaś sprawiają, że tekst łatwo wpada w ucho.
Książeczka jest estetycznie wydana, a kartonowe strony chronią ją przed zniszczeniem. Treść uzupełniają rysunki stworzone przez samego autora. Są proste, ale przyjemne dla oka. Bardzo polecam! Mam tylko nadzieję, że nikt nie będzie miał za złe autorowi, że w tekście użył słowa „Murzyn”. Oczywiście dla większości normalnych ludzi jest to zwyczajne słowo, jednak w czasach ogromnej poprawności, aż strach go używać, by nie zostać zlinczowanym przez pewne środowiska. Ale z drugiej strony – czy „Afroamerykanin mi zaginął” brzmiałoby dobrze?
Zbigniew Lengren, „Gałgankowy skarb”, Babaryba, Warszawa, 2021.
Anna Stasiuk