Jedna z tych wartościowych książek, które jednocześnie bawią niezwykle ciekawą historią.
Bohaterami "Domu numer pięć" są dwunastolatkowie. Piotrek, chłopiec z problemami ze wzrokiem, które zmuszają go do noszenia okularów z bardzo grubymi szkłami, mierzy się z dręczeniem przez szkolnych kolegów, w tym osiłka – Eryka. Poczucie własnej wartości jest u Piotrka mocno zaburzone, ma on problem z zaakceptowaniem swojej wady wzroku. Wiarę w siebie próbuje mu przywrócić nauczyciel wf-u, który zachęca chłopca do podejmowania wyzwań i nie rezygnowania z rywalizacji na szkolnym boisku. Pewnego dnia, gdy na skutek wydarzeń w szkole, Piotrek musi uciekać przed zemstą Eryka i trafia do tajemniczego domu numer pięć, w którym czeka nie lada zadanie…
"Dom numer pięć" mimo swoich niewielkich rozmiarów i zaledwie nieco ponad 100 stron, obfiuje w akcję i mądre przesłania. Choć niestety niewielka ilosć stron sprawia, że akcja jest bardzo skrócona, co jest mocno odczuwalne w niektórych momentach, to jednak cała historia bardzo wciąga. Misja, w którą wciągnięci zostali Piotrek i Eryk z całą siłą pokazuje znaczenie przyjaźni, wiary w siebie, wewnętrznej siły i lojalności.
Ciekawa jest także rola mentora – Kapitana, który trafnie podsumowuje decyzje i działania ludzi (w tym młodzieży, która chętnie ze sobą rywalizuje i toczy wojny), uzmysławiając schematy, do których można ciekawie odwoływać się w późniejszej dyskusji o książce. "Dom numer pięć" to książka o wewnętrznej sile, ale także znaczeniu tolerancji i akceptowaniu wszystkich, bez wzgledu na ich odmienność. O tym, że to uczynki mówią o tym, jacy ludzie są. I, co zawsze warto podkreślać, że nie należy oceniać książki po okładce.
Książka czytana z dzieckiem może być wstępem do rozmowy i zastanowienia się nad własnym postępowaniem w szkole i poza nią. Czy, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, nasze dziecko jest Erykiem? Czy może potrzebuje otuchy, stawiając się w miejscu Piotrka? Wartościowa fabuła nie jest jedynym elementem, który przyciąga do tej lektury. Również jej wydanie zwraca uwagę. Twarda oprawa, świetne, pastelowe ilustracje Anny Sędziwy, uprzyjemniają dodatkowo poznawanie tej historii. I sprawiają, że "Dom numer pięć" jest też bardzo dobrym wyborem na prezent.
Dom numer pięć to spojrzenie na problem szkolnych dręczycieli, ale także akceptacji siebie i tego, jak sami się postrzegamy, jak budujemy swoją samoocenę. Pokazuje, że od dręczyciela do stania się ofiarą jest tak naprawdę tylko niewielki krok. Myślę, że ciekawie byłoby, gdyby książka ta znalazła swoje miejsce w kanonie lektur (choćby tych uzupełniajacych).
Justyna Bednarek, „Dom numer pięć", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021
AP