Jako dzieci musimy sobie radzić w wieloma sprawami, często nie będąc świadomymi z czym przyszło nam się mierzyć.
Sztuką jest zatem nie tylko o tym pamiętać, ale także umieć o tym napisać. „Brune” Hakona Overeasa to bardzo przyjacielska i cudownie sympatyczna ksiązka. Właśnie o tym wszystkim. Z pozoru zdystansowana, ale sięgająca do tego co najważniejsze. Do miłości, przyjaźni i głębokich uczuć zatopionych w każdym z nas. I cóż, jeśli nieraz przykrytych pozornym chłodem. Liczy się to, że w bohaterach (prawie wszystkich) siedzą naprawdę ciepłe emocje.
Dorastanie i dzieciństwo to często taki kłopotliwy okres, kiedy nie wiadomo jak nazywać pewne rzeczy. Bo wtedy też nie zawsze wiemy nawet jak nazwać to, co przeżywamy. Szczególnie trudno chyba mówić o tym jak dorastające dzieci przeżywają śmierć kogoś bliskiego. Po śmierci dziadka, Rune, z pozoru wydaje się być bardzo spokojny. W zasadzie nie wiemy czy ta sytuacja dotknęła go mocnej. Oprócz wszystkiego innego od niedawna zamieszkał w nowym miejscu. Wszystko zdaje się być takie inne. Dopiero kolejne zdarzenie, jakim jest zdemolowanie drewnianego domku budowanego przez Rune i jego kolegę Atlego, wywołuje w Runem głębsze emocje. A ciąg dalszych wydarzeń powoduje, że Rune odnajduje w sobie głębką siłę oraz drogę do własnych uczuć. Spotyka i żegna się wreszcie z kochanym dziadkiem, a także, co najważniejsze, zawiera dwie przyjaźnie - ze wspomnianym już Altem oraz koleżanką z klasy, Asą. Trzeba wspomnieć, że Rune odkrywa w sobie moce SuperBohatera! I co więcej, są to moce, które może mieć każdy z nas w sobie!
Nie chcę zdradzać wszystkich przygód Runego. Czytanie tej książki jest naprawdę przyjemnością. Podążanie w całej historii za dojrzewającymi dziećmi, które też tak jak i my, dorośli, w bardzo dorosły, ale i swój dziecięcy sposób przeżywają i radzą sobie z problemami. Świat opowiedziany przez Hakona Ovreasa jest taki zwykły, taki jak był czy jest dla wielu z nas. Jednocześnie jest tam bardzo dosadny realizm groźnych sytuacji, a nawet prawie przestępstwo! Jednak, co najważniejsze, Runemu udaje się odnaleźć po drodze szczyptę magii i nawiązać duchowy kontakt z dziadkiem. Całemu opowiadaniu towarzyszą w dodatku świetne ilustracje Oyvinda Torsetera. „Brune” to bardzo dojrzale napisana opowieść o nastolatkowym świecie przeżywania. Osobiście ta powolna i pozornie zwyczajna norweska opowieść bardzo mi się podobała. Polecam!
Hakon Ovreas, „Brune”, Dwie Siostry 2020
Agnieszka Pater