„Gdzieś musi być granica błędów do popełnienia przez jedną osobę.”
Ale nie w przypadku Ani! Ta rudowłosa i temperamentna romantyczka, która przypadkowo trafiła na Zielone Wzgórze i już nieprzypadkowo tam została, podbiła serca miliony czytelników na całym świecie. Nie bez przyczyny powieść została jedną ze szkolnych lektur i trafiła do kanonu światowej literatury.
Powieść Lucy Maud Montgomery to najwspanialsza książka z mojego dzieciństwa. Pamiętam dokładnie szelest kartek, smak wypijanego kakao oraz pierwsze porywy serca, które po dziś dzień pozostały niezapomniane. Jestem szczęśliwą posiadaczką wszystkich tomów książek o Ani (wydanych jeszcze przez Naszą Księgarnię pod koniec ubiegłego wieku), które do dziś stoją na mojej półce. Wszystkie są lekko pożółkłe i trochę zniszczone od ciągłego czytania i pożyczania. W najgorszym jednak stanie znajduje się pierwszy tom – arcydzieło literatury zamienione w arcydzieło sztuki bałaganiarsko – niszczarskiej, na której odcisnął swoje piętno ząb czasu. Z tego też powodu nie posiadałam się z radości, gdy w moje ręce trafił nowiusieńki, przepięknie wydany egzemplarz wydawnictwa Wilga.
Główna bohaterka – Ania Shirley – od momentu, w którym ją odkryłam, stała się moją bratnią duszą; książkową siostrą. Doskonale rozumiałam jej rozterki i decyzje – być może dlatego, że w wielu aspektach jestem do niej bardzo podobna. Mama do dziś twierdzi, że „ciągnie swój do swego”, a moja miłość do tej powieści jest istnym „chichotem losu”. Nie dość, że mamy takie samie imiona, wychowałyśmy się w miejscach o podobnej nazwie (wszakże Zielona to prawie jak Zielone Wzgórze), przeżywałyśmy podobne przygody (łażenie po dachach, upiększanie włosów i wkurzanie sąsiadów), to na dodatek mamy takie same pasje, taki sam zawód i obydwie jesteśmy optymistkami, bo „chyba gdzieś musi być granica błędów do popełnienia przez jedną osobę.”
Dziś, kiedy jestem dorosła, na nowo i za każdym razem odkrywam w tej książce coś niesamowitego. Rokrocznie omawiam ją z moimi uczniami i dzięki temu mogę dostrzec coś, co wcześniej przeoczyłam. To naprawdę niesamowite uczucie!
Chyba nie muszę polecać nikomu „Ani z Zielonego Wzgórza”, bo – jak to powiedział jeden z moich profesorów – „dobra klasyka obroni się sama”. Wiem jedno – gdyby nie rudowłosa Ania i nie wspaniała wyobraźnia Lucy Maud Montgomery – dziś z pewnością nie byłabym taka, jaka jestem. Książka mieści w sobie wszystko, co kocham – szczęśliwe dzieciństwo, prawdziwą przyjaźń, fantazję, marzenia. Uważam, że ta powieść powinna być przepisywana na receptę jako najlepszy lek na smutki i troski.
Gorąco polecam!
Lucy Maud Montgomery, „Ania z Zielonego Wzgórza”, wyd. Wilga, Warszawa 2017 r.
Anna Stasiuk