Powrót zombiaków nieszablonowo, czyli ze Scooby’m i ekipą. Czy wracamy nie tylko na Wyspę Zombie, ale też do dawnego klimatu?
Od premiery pierwszej części („Scooby Doo: Na wyspie Zombie”) minęło 20 lat, a świat oczywiście bardzo się zmienił. Czy zmienił się też Scooby? Czy jest taki, jakim go pamiętamy? I najważniejsze: Czy nowa część zachowała klimat? Nurtowały mnie te pytania. Biorąc pod uwagę, że dzisiejsze dzieciństwo wygląda inaczej, ciekawiło mnie, w którą stronę poszli twórcy. Z duchem czasu? I czy psiakowi wyszło to na dobre? Trudno było mi sobie wyobrazić Kudłatego googlującego na smartfonie, jak trafić np. do jakiejś knajpki.
Kudłaty wygrał wakacyjną wycieczkę na rajską wyspę, gdzie wyruszył ze Scooby-Doo i resztą paczki młodych detektywów. Wspierany przez szeryfa z ich miasta, postawił im jednak warunek, że mają zapomnieć o jakichkolwiek śledztwach. Niestety, okazuje się, że na tajemnicze przesłanki trafiają na każdym kroku. Podejrzewają, że mają one związek z nierozwiązaną sprawą zombie i ludzi-kotów sprzed lat.
Animacja do złudzenia przypomina dawną, oczywiście w pozytywnym sensie.
Początkowo wszystko wpisuje się w konwencję innych filmów z serii, a dopiero z czasem pojawiają się zabiegi wymuszone przez upływ czasu. Niestety, opowiadanie przez jednego z bohaterów, co wydarzyło się w części pierwszej ku przypomnieniu, nie zostało najlepiej wkomponowane. Spójnych odniesień brak, co ma plusy i minusy. To, co zostało, można traktować jako kontynuowanie wątków, chwilami wydaje się bez sensu.
O ile w dawnych częściach do zagadek podrzucano kolejne wskazówki, by młody widz sam trochę pomyślał, tu były one wręcz namolne. Bohaterowie czasem irytowali, zachowując się, jakby stracili swoją osobowość i werwę. Nie podobało mi się założenie, jakby urodzili się tylko po to, by ujawniać przekręty. Poniekąd taka była fabuła, ale i ona jest raczej słabą stroną. Dużo tu znajdziemy zwrotów akcji napchanych przy pominięciu logicznej, wynikowej ciągłości. Wygląda na to, że twórcy bardzo chcieli wymyślić coś nowego, a nie mogli. W dodatku trudno tu o jakiekolwiek wartości, które warto by dzieciom wdrażać. Nawet komicznych sytuacji brak.
Pozytywnie jednak odebrałam drobne smaczki z dzisiejszych czasów jak np. prowadzenie bloga przez jedną z bohaterek, Velmę. Było tylko dodatkiem i nie zaburzyło znanego klimatu.
Najnowszego Scooby’ego mogą spokojnie obejrzeć i wierni fani, jak i nowi, młodzi odbiorcy. To wprawdzie kontynuacja, ale nakręcona tak, że znajomość pierwszego filmu nie jest konieczna. Mimo wielu minusów, nie jest to zła produkcja. Pokazała, że klasykę można „zrobić na nowo” i całkiem jej nie zepsuć, jednak mam żal do twórców o to, że nie przemyśleli bardziej samej fabuły.
„Scooby Doo: Powrót na Wyspę Zombie”, Warner Bros, 2019.
Kinga Żukowska