Ian Fleming i książki dla dzieci? W pierwszym momencie wydawało mi się to kiepskim żartem, który w parę chwil zamienił się we wspaniałą i zaskakującą rzeczywistość.
Historie o Jamesie Bondzie autorstwa Iana Fleminga zna chyba każdy. Nazwisko dziennikarza i pracownika brytyjskiego wywiadu od lat jednoznacznie kojarzymy z elegancko ubranym bożyszczem kobiet, nie rozstającym się z bronią i pięknymi samochodami. Możecie sobie więc wyobrazić moją minę, kiedy dowiedziałam się, iż trzymana przeze mnie książka „Bang Bang! Wystrzałowy samochód” została napisana właśnie przez tego pisarza. Słowo „niedowierzanie” zdaje się tutaj w ogóle nie oddawać uczuć, które kłębiły się w moim sercu przy akompaniamencie nieukrywanego sceptycyzmu. Już na samym początku musiałam jednak przyznać, że jeśli chodzi o szatę graficzną, to ta książka zdecydowanie ma w sobie „to coś”. Zanim zaczęłam ją czytać, nie wiedziałam jeszcze, co dokładnie kryje się pod tym pojęciem, ale czułam, że musi to być coś niezwykłego.
Ian Fleming, zainspirowany opowieściami o tajemniczej wyścigówce skonstruowanej przez księcia Zborowskiego, opisuje nam niewiarygodne przygody rodziny Pottów: Caractacusa, Mimsie, Jeremiego i Jemimy. Komandor Caractacus to szalony naukowiec, który co jakiś czas zadziwia swoją rodzinę najróżniejszymi wynalazkami – mniej lub bardziej przydatnymi. Kiedy po sprzedaniu pomysłu na gwiżdżące szajbusy (karmelki) wreszcie było go stać na zakup samochodu, razem z rodziną udał się na poszukiwania wyjątkowego auta, które spełni ich oczekiwania. Pewnego dnia natrafili na wyścigówkę – zardzewiałą, zapomnianą i obdrapaną, która niemalże od razu skradła serca Pottów. Komandor po przyjeździe samochodu na lawecie zamknął się w swoim warsztacie i do końca roku szkolnego pracował w pocie czoła nad przywróceniem auta do stanu używalności. Jak się okazało efekt przerósł jego najśmielsze oczekiwania. Wyścigówka, nazwana przez rodzinę Bang Bang Wystrzałowy samochód, nie była zwykłym blaszanym pudłem z silnikiem. Jak się później okazało jej rejestracja, układająca się w słowo „magiczny”, była zapowiedzią wspaniałych przygód, jakie wóz zafunduje swoim właścicielom.
Teraz muszę zwrócić honor autorowi książki – ta opowieść totalnie zmieniła mój pogląd na temat literackiego monopolu, w którego ramy chciałam wcisnąć także legendarnego Iana Fleminga. Na szczęście bezskutecznie, bo od teraz książka jest jedną z moich ulubionych, jeżeli chodzi o kanon literatury dziecięcej. Świetny język, wartka akcja i genialna kreacja bohaterów – to wszystko sprawia, że kiedy zaczniemy czytać publikację, to nie możemy się od niej oderwać aż do ostatniej strony. Cóż, nie będę ukrywać, że w mojej pamięci w szczególności zapisały się dwie z nich – pierwsza to historia wyścigówki – prototypu głównej bohaterki książki. Jako miłośniczka motoryzacji wręcz rozpływałam się nad tekstem o jej silniku, tłokach, popychaczach i dźwigniach zaworowych. Druga to przepis na domowe krówki, z którego z pewnością skorzystam, a którego na pewno nie spodziewałam się w tego typu książce.
Jedyne, co pragnę powiedzieć na koniec, to abyście nie zwlekali ani chwili i podarowali dzieciom najlepszy „pobudzacz” dla ich wyobraźni. Możecie być pewni – wasze pociechy będą zachwycone, a lektura pochłonie je na kilka długich wieczorów.
Ian Fleming, „Bang Bang! Wystrzałowy samochód”, Wydawnictwo Znak 2017
Katarzyna Kubiak
