Kilkulatek wpadł do niezabezpieczonej studzienki kanalizacyjnej w Białogardzie. Dziecko nie przeżyło upadku.
Ogromnego pecha miał 5-letni chłopczyk, który w minioną środę znalazł się w okolicach ulicy Zielonej, w Białogardzie (województwo zachodniopomorskie). Maluch nie zauważył odkrytej studzienki kanalizacyjnej i nieszczęśliwie runął w jej głąb. Dziecko utonęło. Wszystko przez to, że studzience brakowało pokrywy. Przyczynili się do tego najprawdopodobniej lokalni złomiarze, którzy nagminnie sprzedają metalowe włazy i na jednym z nich zarabiają nawet do 50 złotych. Za taką hipotezą przemawia fakt, że w okolicy ulicy Zielonej brakowało tego dnia aż czterech włazów. Feralna studzienka znajdowała się nieopodal placu zabaw, na którym chłopiec często spędzał czas i na który już niestety nie wróci. Burmistrz Białogardu przyznał w mediach, że rocznie w mieście ginie aż kilkadziesiąt pokryw. Brak włazów stwarza zaś zagrożenie dla nieuważnych przechodniów i dzieci.
Iwona Trojan